Forum Irminsul Strona Główna
POMOC Rejestracja SzukajFAQ Zaloguj
Rozdział 1 - Telefon. (JM)

 
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Irminsul Strona Główna » Słowem Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Rozdział 1 - Telefon. (JM)
Autor Wiadomość
administrator
Kami-sama D.
Kami-sama D.


Dołączył: 06 Sty 2010
Posty: 536
Skąd: przyszło tam poszło...

Post Rozdział 1 - Telefon. (JM) Odpowiedz z cytatem
      Koniec roku! To jest to, na co czekałam od tygodni! Wreszcie nadeszło wybawienie, które wyrwało mnie z bezczynności spędzonej w gorących murach szkoły. Stałam na apelu i czekałam, aż dyrektorka zakończy swój monotonny wywód.


      Nareszcie! Młodzież zaczęła się tłoczyć przy drzwiach, popychać jedni, drugich. Wśród ogólnej wrzawy. Wypatrzyłam stojących na uboczu przyjaciół.
      -Witajcie!- krzyknęłam przepychając się ku nim.
      -Oh. Cześć!- przywitał mnie Emanuel. - Nieźle nas w tym roku przetrzymała. „Mam nadzieję, że na następny rok wrócicie cali i zdrowi” - zimitował piskliwy ton pani Grażki, jak potocznie nazywaliśmy naszą "szanowną panią dyrektor".
      -Założę się, że patrząc na nas, szacuje, ile osób nie będzie w stanie przyjść następnego roku do szkoły - narzekał Dawid.
      -Tu się liczą zarobki - mruknął Emanuel, wzruszając ramionami.
      -Eeee tam.. - Olga lekceważąco machnęła ręką. - Teraz tylko po świadectwo i na pizze!
      -Ten kto ma najlepsze oceny stawia! - wykrzyknął jeden z chłopaków i spojrzał znacząco na Emanuela, który, jako jedyny z klasy, miał świadectwo z paskiem.
      -To nie fair! - wzburzył się chłopak.
      -Takie życie. - Dawid teatralnie rozłożył ramiona. – Z twoją smykałką do interesów, już za pięć lat zostaniesz miliarderem. Nie skąp biednemu pospólstwu na pizze.
      -Chodźmy, korytarz zrobił się prawie pusty. Wiecie jaki jest Tomek - powiedziała Anka, która była głosem rozsądku w naszej paczce. Wszyscy się z nią zgodzili.

      Zakradliśmy się do klasy, gdzie koledzy przebierali niecierpliwie nogami pod ławką.
      Wreszcie wychowawca wstał i wystąpił na środek.
      -Mam nadzieję, że za rok spotkamy się w pełnym składzie, tak, jak dzisiaj.
      -Nie spotkamy…
      -Dlaczego? – Nauczyciel był wyraźnie zdziwiony.
      -Bo za rok zmieniamy szkołę. Idziemy do liceum. Halo proszę pana, tu Ziemia!
      -Ah.. No tak, racja – mężczyzna się speszył. Rozdał pospiesznie świadectwa. – W takim razie powodzenia w nowej szkole! Nie przynieście mi wstydu!
      -Mógłby wyjść z tego Matrixa, ja nie wiem jak ten facet sobie w życiu radzi – mruknęłam do Emanuela.

      Klasa rozeszła się w różne strony. Nasza paczka ruszyła do mało znanej restauracji na obrzeżach miasta.
      -Dobrze, że znaleźliśmy to miejsce - westchnęła Ola.
      -Fakt! Inaczej musielibyśmy stać w kilometrowej kolejce do Kociego Oka, albo Truskawki - przyznała jej rację Emanuel.
      -Tymczasem mamy prawie całą salę dla siebie – powiedziałam radośnie.
      Skręciliśmy w zacienioną uliczkę, gdzie widniał czarny, drewniany szyld z napisem "Mendokse".


      Weszliśmy do środka. Sala była przestronna, ale przytulna. Przez duże, gotyckie okna, na wpół zasłonięte karmazynowymi zasłonami, wpadały promienie słońca, tworząc pasy światła na marmurowej posadzce. Efekt był wspaniały.


      Minęliśmy mahoniowy fortepian, na którym cicho przygrywała śliczna dziewczyna o długich, kasztanowych włosach. Ubrana była w sukienkę czerwona jak zasłony, przetykaną złotymi nićmi. Uśmiechnęła się do nas. Zajęliśmy stolik w najodleglejszym i najbardziej zacienionym miejscu. Kelnerka w czarnej gotyckiej sukni, podała nam karty dań. Powiedziała, że jeśli już sobie coś wybierzemy możemy zadzwonić. Położyła na blacie dzwonek, jakich używa się w hotelach w starych filmach.


      -Co bierzecie?- Kontemplowanie urody restauracji przerwała mi Ola. - Ja chyba lody w pucharku. Pizza jest oklepana. - Przejrzałam wystylizowane kartki menu. Po dłuższym namyśle wzięłam Kirigirisu. Deser składający się głównie z czekolady, co mi osobiście, wyjątkowo odpowiadało. Oznajmiłam to pozostałym.
      -Wezmę Kokoro - powiedział Emanuel.
      -Ja pieczywko, nie lubię słodkiego - skrzywił się Dawid.
      -Sok pomarańczowy - zdecydowała Anka, nikogo to nie zdziwiło. Dziewczyna przeszła na dietę, gdy jakiś chamski wyrostek z drugiej klasy powiedział, że jest „grubą beką”.
      -Ja… chyba.. Pomyślmy.. Kagayaku. - każdy, kto znał Olkę wiedział, że jest niezdecydowana i trzeba będzie poczekać zanim w końcu coś wybierze.- Albo nie. Wezmę Tabuna, albo jednak Kagayaku. - Po dłuższym namyśle dziewczyna stwierdziła, że to, co wybrała na samym początku będzie najlepsze.


      Emanuel nacisnął dzwonek. Czysty, wysoki dźwięk rozbrzmiał na sali. Chwilę później podeszła do nas kelnerka. Złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy dyskutować na temat tego, kto wybrał lepszy deser. Spojrzałam na swoich przyjaciół i stwierdziłam, że już nie będziemy chodzić do tej samej klasy, nawet szkoły. Przyjrzałam się wszystkim po kolei.


      Anka, z nią zawsze mogłam pogadać. Wie, że jeśli nie chce mówić, to nie powiem i nie nakłania mnie do tego siłą. Ona robi to, aby zaspokoić moje pragnienie wyrzucenia z siebie wszystkiego, a nie swoją ciekawość. Kasztanowe fale okalały jej opaloną na złocisto twarz, podkreślając jasne, niebieskie oczy. Przeniosłam spojrzenie na Olę. Chuda, roztrzepana blondynka, która nie wyjdzie z domu bez makijażu. Zainteresowana chłopakami, modą i tego typu drobiazgami. Do szkoły chodzi dla towarzystwa. Dawid, potężny chłopak o czarnych, kręconych włosach i pucołowatej twarzy. Z gitarą czyni prawdziwe cuda. Zawsze zastanawiałam się jak musiał wyglądać jak był mały. Kojarzyłam go z amorkiem, grubaśnym dzieciakiem, któremu brakowało tylko skrzydełek i strzał w kształcie serc. Emanuel aktualnie miał zielone, jak wiosenna trawa włosy i bystre, orzechowe oczy. Nosił okulary, które nadawały mu ekscentryczny wyraz. Głównie dlatego że powiększały jego tęczówki do nienaturalnych rozmiarów. Był ładnie zbudowany, przeważnie ubrany w luźne, kraciaste koszule w najróżniejszych kolorach, lub obcisłe bluzki bez ramion. Na przedramieniu, od wewnętrznej strony, miał wytatuowane różne runy. Przyznał mi się w tajemnicy, że zemdlał, zobaczywszy gigantyczną igłę, która zaraz miała mu się wbić w rękę. Ciemna karnację. Nadawała mu latynoski wygląd.


      Tymczasem kelnerka postawiła na stoliku tacką z lodami.
      -To wygląda tak ładnie, że szkoda tego dotykać. - powiedział Emanuel.
      -To wygląda tak ładnie, że zaraz to zjem - Lody były wyśmienite. - Mmmm… Pycha! Jak nie jesz, to zjem za ciebie - wskazałam na porcję chłopaka.
      -Żarłok. - Roześmiał się. - Faktycznie dobre. Daj spróbować swoich. – Wymieniliśmy się smakami. Nawet Anka spróbowała.
      -Stwierdzam, że Julia ma najlepsze - powiedziała Olga.
      -Wiadomo. - Uśmiechnęłam się łobuzersko.
      -Skromna - skwitował mnie Dawid. Pokazałam mu język. Naszą żartobliwą wymianę zdań przerwała kelnerka.
      -Przepraszam, czy jest tu Julia Maj? - spytała. Spojrzeliśmy zdziwieni po sobie.
      -Tak to ja - odezwałam się w końcu.
      -Telefon do panienki. Wskażę drogę - powiedziała i zaprowadziła mnie do aparatu. W mojej głowi toczyło się wiele myśli. Skąd ktoś wiedział gdzie jestem?


      Wzięłam słuchawkę od kobiety. Oddaliła się, pozostawiając mi pełną prywatność.
      -Słucham?
      -Witam - powiedział obcy, męski głos. - Nazywam się Leonard Moore i już niedługo będę dla ciebie osobą znaczącą. Nie dzwonił bym, gdybym nie dostał takiego polecenia. Niestety jestem do tego zmuszony, co mi osobiście NIE JEST na rękę. - Jego baryton przeszedł w gderliwy ton.
      -Ale ja nie rozumiem, o co panu chodzi, to chyba jakaś pomyłka - powiedziałam zmieszana.
      -Jesteś Julia Maj?
      -Tak
      -Więc nie ma żadnej pomyłki - stwierdził. - Mam dla ciebie wiadomość. Po powrocie do domu dostaniesz pewne zaproszenie, przyjmiesz je, po czym udasz się do swojego pokoju. Tam czeka na ciebie prezent ode mnie. Nikomu masz o nim nie mówić. Nawet rodzicom. Reszty dowiesz się dziś wieczorem. Uprzedzam cię, żebyś nie robiła zbytniego hałasu gdy się zjawię. Wolę by obeszło się bez zbędnych komplikacji. Kolegom powiedz, że to pomyłka. Do widzenia - powiedział i rozłączył się nim zdążyłam coś odpowiedzieć. Stałam i wsłuchiwałam się w irytujący pikanie, mając nadzieję, że jeszcze czegoś się dowiem. Po chwili zrezygnowałam i wróciłam do stolika.
      -Kto to był? - od razu zostałam obrzucona pytaniami.
      -Pomyłka – powiedziałam, jak radził tajemniczy mężczyzna.
      -Coś długo gadałaś jak na pomyłkę - dociekała Olka.
      -Gościu upierał się, że skoro nazywam się Julia Maj, to muszę być osoba, o którą mu chodzi. W końcu odłożyłam słuchawkę. Pewnie zaraz znowu zadzwoni - udałam zrezygnowanie i zaczęłam dojadać nadtopione lody.
      -Najwyżej powiesz kelnerce, że cię nie ma.
      -Mam nadzieję, że to nie jakiś pedofil, albo coś i nie zaatakuje cię jak zostaniesz sama gdzieś…. - wzdrygnęła się Anka.
      -Ona da sobie radę - uśmiechnął się Emanuel. - Pamiętam jak w piątej klasie podstawówki powaliła czterech gimnazjalistów, bo chcieli ją natrzeć śniegiem.
      -Nic takiego, nie starali się zbytnio – odparłam, rumieniąc się.
      -Ale rzafsze to jakisz plusz - powiedziała Ola z pełna buzią. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy do domu.


      Rozstaliśmy się przy przystanku. Wsiadłam z Emanuelem do autobusu. Ola i Anka poszły razem, a Dawid wstąpił do Bruna po części do komputera.
      Ciekawe, czy będziemy się jeszcze przyjaźnili po szkole. Moje rozważanie na ten temat przerwał silny wstrząs. Uderzyłam czołem o szybę, od razu zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce.
      -O czym tak myślisz? - dopiero teraz przypomniałam sobie o obecności chłopaka.
      -Zastanawiam się, czy nasza przyjaźń przetrwa, czy nasza paczka się nie rozpadnie…
      -Nie wiem…
      -I tu jest problem, bo ja też nie – pojazd zaczął dziwnie buczeć i podskakiwać. Straciłam równowagę i runęłabym do przodu, gdyby w ostatniej chwili nie złapał mnie Emanuel. Stałam zdezorientowana, wczepiona w jego ramię i rozglądałam się niepewnie. Autobus wyraźnie zwalniał, po czym zupełnie się zatrzymał. W przejściu pokazał się gruby, łysiejący mężczyzna z wąsem.
      -No drogie państwo, to by było na tyle. Silnik nawalił. Jeśli ktoś chce to może poczekać, zaraz przyjedzie autobus zastępczy. Jeśli nie, to dowidzenia, miłego wieczoru. - Nie zdążył się odwrócić, a rzucił się na niego tłumek ludzi domagający się zwrotu pieniędzy.
      -Chodź przejdziemy się – chłopak pociągnął mnie za rękaw.
      -Dobrze.

      Wyszliśmy z autobusu i ruszyliśmy w stronę domu. Było już dość późno. Księżyc z gwiazdami wyłaniał się czasem zza żółtawych chmur. Skręciliśmy na kamienistą drogę prowadzącą do naszych domów.

      Pożegnałam się z Emanuelem i weszłam do domu, jak zwykle odprowadzona szczekaniem psa. Minęłam kuchnie i już byłam na schodach, gdy nagle przypomniałam sobie o zaproszeniu. Zawróciłam. Mama zajmowała się księgowością i nie zwróciła uwagi, gdy weszłam do pomieszczenia.
      -Mamo?
      -Hmm?
      -Nie ma czegoś dla mnie?
      -Nie.
      -Nie? - Zdziwiłam się.
      -To znaczy jest - zreflektowała się. - Leży w koszyku na owoce.

      Podeszłam do sporej, niebieskiej miski, w której oprócz jabłek, pomarańczy i bananów, znajdowały się kluczyki do samochodu, dokumenty i poczta. Szybko złapałam list i pobiegłam na górę do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i ciężko opadłam na łóżko. Dopiero teraz przyjrzałam się kopercie. Była bordowa i lekko mieniła się odcieniami niebieskiego i fioletu. Delikatnie ją rozerwałam i wyciągnęłam z niej najwspanialszy papier jaki kiedykolwiek widziałam, błyszczący i mięciutki w dotyku, a jednocześnie sztywny, jak papier techniczny.

      Złotym atramentem wykaligrafowano wiersz, opowiadający o władzy, „złotym wieku” i nadchodzącej wojnie. Pod spodem, normalnym tekstem widniało zwyczajne zaproszenie. Odłożyłam kartkę i wstałam, chcąc się przebrać. W pokoju panował przyjemny półmrok. Ekscentrycznie ustawione meble tworzyły mroczne, nieprzeniknione cienie. Podeszłam do szafki i przygotowałam sobie ubranie. Ściągnęłam bluzkę, gdy poczułam za sobą czyjąś obecność.

      Lodowaty powiew owiał mój kark. Odwróciłam się raptownie i stanęłam twarzą w twarz z ciemnookim, czarnowłosym mężczyzną. Chciałam krzyknąć, ale miałam sucho w ustach. Z moich ust wydobył się jedynie cichy skrzek. Głośno przełknęłam ślinę i cofnęłam się o krok. Nagle mężczyzna zniknął. Zrobiłam jeszcze jeden, ale natrafiłam na opór. Znów ten sam zimny powiew. Poczułam czyjeś dłonie na ramionach. Nieznajomy przybliżył twarz do mojego ucha i szepnął
      -Ciii… Mówiłem, że przyjdę. Spokojnie nic ci nie zrobię. - Ten sam głos co w kawiarni! Przez moją głowę potoczyło się mnóstwo myśli. Wciągnęłam powietrze ze świstem. Ręce mężczyzny, zjechały z moich ramion do łokci, po czym obrócił mnie ku sobie. – Spokojnie - powtórzył. Dopiero teraz zauważyłam, że ów zimny powiew to jego oddech. Wstrząsnął mną dreszcz. Nagle spostrzegłam, że nie mam na sobie bluzki. Czarnowłosy powiódł za moim wzrokiem i uśmiechnął się ironicznie. Szybko wciągnęłam na siebie górną część garderoby. Mężczyzna zachichotał.
      -Czego ode mnie chcesz? – warknęłam
      -Nic konkretnego. Przyniosłem tylko wyposażenie. - Kiwnął głową w stronę łóżka, na którym leżała wiekowa walizka.
      -Co to?
      -Otwórz… - Przejechałam ręką po wieku. Wyryte były na niej dziwne znaki i kręgi. Nieufnie odczepiłam klamry i podniosłam pokrywę.

      Pierwsze, co zobaczyłam to czarny zwój materiału. Rozwinęłam go, okazało się, że to płaszcz. Jego materiał był delikatny i miękki. Na plecach wyszyto perłową nicią ten sam krąg, co na walizce. Odłożyłam ją delikatnie na bok i sięgnęłam po następną rzecz.

      Był to pasek z wieloma kieszonkami. W jednej z nich znajdowały się drobne perełki. W innej fiolki wypełnione kolorowymi płynami, mały sztylet ze wspaniałym trzonkiem wykonanym z ciemnego drewna i wysadzanym drogimi kamieniami. Zafascynowana podniosłam go do oczu. Nóż miał dwa ostrza, jedno ostre i gładkie, a drugie dziwnie poszarpane. Ostatnią wypełniały słoiki ze śmierdzącymi maściami i okrągłymi pigułkami. Odłożyłam na bok czarny pas.

      Wzięłam do ręki następny przedmiot. Były to szorstkie czarne rękawice. Ubrałam jedną i stwierdziłam, że w środku są bardzo miłe.
      -Po co to wszystko? - Odwróciłam się do mężczyzny siedzącego tuż za mną w wielkim, ciężkim fotelu. Wyglądał tak idealnie, że aż nieprawdopodobne było to, że istnieje.
      -Przyda się. Jutro z samego rana wyjeżdżamy.
      -Słucham?! Nikt mi o niczym nie mówił! Moja matka się nie zgodzi! – wyburzyłam.
      -Już się zgodziła. Oficjalnie jedziesz w góry, do małego domku u ciotki Elżbiety.
      -Nigdy nie słyszałam o takie ciotce… A nieoficjalnie?
      -Zmierzamy do Sorboldzkiej Akademii Magii. – Parsknęłam śmiechem.
      -Chyba sobie jaja robisz. Przychodzisz w środku nocy do czyjegoś domu, wywalasz mu na łóżko spszęcior rodem z Harrego Pottera, a na koniec twierdzisz, że jedziemy do Akademii Magii?! Jesteś śmieszny, skoro sądzisz, że ci uwierzę.
      -Nie masz wyjścia.
      -Zawsze jest jakieś wyjście. Udowodnij mi, że mówisz prawdę!

      Wysunął z westchnieniem ręce do przodu. Odskoczyłam, gdy jego rękawy zajęły się ogniem. Po chwili wszystko zgasło. Na materiale nie było śladu jakiejkolwiek niszczycielskiej działalności.
      -Iluzja
      -Ubierz rękawiczki. – Zrobiłam, co kazał. Wyciągnął zza pasa czarny sztylet i zamachnął się. Nie zdążyłam zareagować, gdy ostrze dotknęło moich dłoni. Stałam z szeroko otwartymi oczami i wpatrywałam się we własne ręce, niedowierzając.
      -No dobra… - mężczyzna podszedł do walizki. – Płaszcz, chyba wiadomo, do czego służy. Będziemy często chodzić po lesie i po różnych wsiach. To sprawi, że nie będziesz się rzucać w oczy.
      -Raczej na odwrót – mruknęłam, ściągając rękawice. Spojrzał na mnie ostro, więc się zamknęłam.
      -Rękawiczki, już wiesz. Fiolki…
      -To wszystko jest bez sensu…
      -Zamilkniesz choć na chwilę?! – syknął zirytowany. – Fiolka czerwona wyostrza zmysły, zielona uśmierza ból i pobudza. Zamknęłam oczy i potarłam skronie, po czym znów je otworzyłam. Czarnowłosy nadal przyglądał mi się bacznie z lekkim grymasem irytacji na twarzy. Opadł z gracją na fotel.
      -Podoba się? - spytał. Miałam wrażenie, że jego głos wprawił w ruch powietrze. Zrobiło mi się chłodniej. Potarłam dłońmi ramiona. - Przyzwyczaisz się.
      -Przyzwyczaję? Do czego? - Z moich ust zaczęła się wydobywać para. Słyszałam skrzypienie zamarzających rzeczy. Dreszcze wstrząsnęły moim ciałem.
      -Do tego. - Poczułam powiew na karku. Tym razem nie odwróciłam się. Kim może być ten dziwny facet, sprawiający, że rzeczy wokół niego zamarzają. – Daj mi rękę.
      -Po co?
      -Po prostu zrób to. – Podałam mu niepewnie dłoń. Złapał ją obiema swoimi. Były niesamowicie gorące. Zalała mnie przyjemna fala ciepła, która przepędziła chłód. Przyjrzałam się twarzy nieznajomego. Blada cera, kruczoczarne włosy i równie czarne oczy. Głębokie i mądre. Taki facet w moim życiu? Może śnię?

      Nieświadomie musnęłam opuszkami jego policzek. Odskoczył ode mnie. Chrząknął.
      -Przepraszam – czułam, że się czerwienię.
      -Jutro po ciebie przyjadę. Spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dobrze by było, gdybyś zmieściła się w tej walizce. Odwrócił się.
      -Czekaj, jak masz na imię?
      -Już mówiłem, Leonard
      -Julaaa!? Z kim ty tam rozmawiasz?! – usłyszałam kroki na schodach. Odwróciłam się by ostrzec mężczyznę, ale zniknął. Zarzuciłam poduszkę na walizkę w chwili, gdy matka otworzyła drzwi. – Jak tu zimno. Zamknij okno.
      -Mhm…

      Trzymałam w ręku czerwoną fiolkę i zastanawiałam się, czy nie wypróbować magicznego płynu. W końcu ciekawość wygrała. Odkorkowałam fiolkę i przyłożyłam do nosa. To nie było konieczne, bo cudowny, niezidentyfikowany zapach rozniósł się po pokoju. Zamknęłam oczy i napawałam się wonią. Zbierając w sobie całą odwagę, wlałam do ust parę kropel cieczy. Zakręciłam butelkę i czekałam. Nic się nie działo. Albo to jest jakaś ściema, albo wypiłam za mało.

      I stało się. Dygocząc upadłam na podłogę. Krzyknęłam, ale z moich ust wydobył się jedynie bulgot. Opadłam bez ruchu na dywanie. Leżałam dysząc ciężko. Nagle usłyszałam, tuż koło mnie, stukanie. Otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę dochodzącego dźwięku. Zobaczyłam mrówkę idącą po podłodze. Zaskoczona otwarłam jeszcze szerzej oczy. Ze wszystkich stron dochodziły do mnie dźwięki ze zdwojoną siłą. Zapachy cisnęły mi się do nosa nie dając możliwości normalnego oddychania. Wszystkie kolory były tak wyraziste! Jakby żyły własnym życiem! Cykanie świerszczy brzmiało jak aria w operze. Wszystko takie wspaniałe.


      Wstałam i przejrzałam się w lustrze, by sprawdzić jak wygląda człowiek patrząc „nowymi” oczyma. Przerażona stałam wpatrując się w swoje odbicie. Oczy przybrały soczyście zielono-złotą barwę, włosy nie były już rude, tylko czerwono żółte i przypominały płomienie. Usta krwistoczerwone odcinały się na bladej jak papier skórze. Słyszałam przyspieszone bicie własnego serca. Z niedowierzaniem pokręciłam głową.









Ja wiem, jestem w pełni świadoma, że to jest dziecinna opowiastka. Trudno. Harrego Pottera napisała dorosła kobieta, więc , co się bede.

_________________
Człowiek zrozumie, że jest śmiertelny,
że nie ma nadziei na wskrzeszenie i przyjmie śmierć
przyjmie ją z radością.
Będzie jak Bóg,
i wszystko będzie dozwolone.
Czw Mar 18, 2010 22:05 Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Nazwa Skype
Reklama







Czw Mar 18, 2010 22:05
Joe Chip
Sempai
Sempai


Dołączył: 12 Kwi 2010
Posty: 103
Skąd: Oświęcim

Post Odpowiedz z cytatem
Teraz się dopiero zaznajomiłem z tekstem. Jak na młodą osobę masz jedną dobrze rokującą cechę na przyszłość - Twój sposób narracji jest prosty i przejrzysty. O to w tym chodzi. Nobliści zwykle piszą zdanie złożone z kilku słów, grafomani z kilkunastu lub kilkudziesięciu. Raz tylko z ramienia OCK zasiadłem w jury konkursu literackiego, a nawet stałem się jego przewodniczącym (trochę na wyrost, ale byłem pomysłodawcą Very Happy ) i musiałem czytać rzeczy znacznie gorsze. Warto byś pisała, bo idzie Ci to sprawnie, a z czasem może być tylko lepiej. Spróbuj szczęścia w jakimś konkursie. Życzę powodzenia.

P.S. Zresztą podobne, pozytywne odczucia ma do tego, co zamieściła Rozi Very Happy. I Ty też nie wstydź się pokazywać swej twórczości innym lub spróbować wysłać gdzieś opowiadanko.
Wto Sie 31, 2010 17:51 Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Reklama







Wto Sie 31, 2010 17:51
Wyświetl posty z ostatnich:    
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

Irminsul  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Powered by Active24, phpBB © phpBB Group
Design by Freestyle XL / Flowers Online